GPS Przyjaźni

GPS Przyjaźni

czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 1



 
   Na ulicy rozległy się gromkie śmiechy. Z pobliskich kawiarni uniósł się zapach świeżo mielonej kawy, a na brukowanych chodnikach zatupały miliony butów. Rozpoczynały się wakacje.
     Zajrzyjmy do jednej z lodziarni. Cztery dziewczyny: długonoga blondynka, lekko okrągła ruda, szczupła brunetka i ostatnia, różowowłosa, z uśmiechami na siedemnastoletnich twarzach zamawiały lody.
- Ja poproszę jedną gałkę – zaczęła właścicielka burzy loków, kolorem przypominających marchewkę, wyjmując z kieszeni jeansowej mini banknot dwudziestozłotowy. – Sorbet truskawkowy.
- A ja… - zawahała się Daria, ta z różowymi włosami upiętymi w wysoki kucyk. Miała za duży, neonowy top i obcisłe rybaczki w zielone wzory. Na lekko brązowe od słońca stopy włożyła kolorem idealnie pasujące do włosów trampki. – Może wanilia i… Bakaliowe! – wykrzyknęła na całą kawiarnię, grzebiąc w swojej kolorowej torbie, w poszukiwaniu portfela. – Sandruniu! – zwróciła się (pod czujnym okiem innych klientów lokalu) do brunetki, dźgając ją palcem w brzuch. – A ty?
Dziewczyna z zaciekawieniem patrzyła za szybę lodówki. Jaki wielki wybór! Nie mogła się zdecydować…
- To może… Bananowe i tiramisu – powiedziała z uśmiechem.
- Dziewczyny! – udawała oburzenie Asia, blondynka w czarnych szortach. - Zaczęły się wakacje! Hello? Rozumiecie? Wakacje! - zamachała im przed oczami świadectwem z... nie najlepszymi ocenami. - Pozwólcie sobie na więcej luksusu! - widząc pytające spojrzenia przyjaciółek, bezwstydnie oparła się o ladę i nieco nazbyt głośno zamówiła pięć gałek.
- Sadło ci od tego wyrośnie! - zaśmiała się Sandra, klepiąc ją po zasłoniętym pastelową bluzeczką brzuchu.
- Jej to nie grozi! - prychnęła Daria lekceważąco. Tylko Andżelika się nie odzywała. Odgarnąwszy z czoła kłębek rudych włosów, zaczęła pochłaniać swój sorbet. Był pyszny.
     Po kilku minutach cała czwórka siedziała na ławce, śmiejąc się i zajadając swoje lody. Ku zdziwieniu wszystkich, Asia pochłonęła swoją porcję. Ba, udała się po dokładkę! 
     Kiedy tak siedziały, a słońce powoli chyliło się ku zachodowi, obok ławki zatrzymał się samochód. Przyciemniana szyba otworzyła się gwałtownie. Dziewczyny ujrzały za szybą mężczyznę po sześćdziesiątce. Jego włosy przypruszyła już siwizna; oczy zbledły, pozbawione blasku. 
- Dziadku!- wykrzyknęła jak zwykle infantylna Asia. Wrzuciła resztki lodów do śmietnika i powitała mężczyznę.
- Joasiu, widzę, że dobrze się bawisz, ale mamusia z tatą dziś przyjeżdżają - uśmiechnął się smętnie. Dziewczyna mruknęła coś pod nosem, ucałowała każdą z przyjaciółek i wsiadła do auta. Wszystkie umówiły się o dwudziestej trzeciej na Skype'ie. Nie wiedziały, że niespodziewane wydarzenie pokrzyżuje ich plany...


    Oparła się o skórzane przednie siedzenie i ziewnęła. Dziadek powoli prowadził auto. Przez chwilę nikt się nie odzywał, ale kiedy piosenka Sunny Boney M. dobiegła końca, pan Mirosław chrząknął znacząco i mocniej zacisnął pomarszczone palce na kierownicy. Asia nerwowo przesunęła się na siedzeniu. Tak, jak się tego spodziewała, dziadek przemówił swym melodyjnym głosem:
- Jedziemy na lotnisko - zaczął. - O dwudziestej pierwszej ich samolot wyląduje. Sądzę, że po dziesiątej będziemy w domu - spojrzał na nią wyczekującym wzrokiem. Odwróciła się do okna. Nie wytrzymała presji:
- Po co przyjechali?! - warknęła, jednak po chwili pożałowała swego tonu. Zawsze zachowywała dobre relacje z dziadkiem. W samochodzie zapanowała cisza. - Przepraszam - wyszeptała po dłuższej chwili milczenia.
- Joasiu, rodzice wrócili ze względu na ciebie - kontynuował mężczyzna. - Oni cię bardzo kochają i nawet te tysiące kilometrów dzielące was od siebie tego nie zmienią.
- A ile czasu tu będą? - zapytała nieco spokojniej, aby nie urazić dziadka. Nie kryła jednak irytacji.
- Mają dwa miesiące wolnego. Odpoczną od Francji u nas.
- Dwa miesiące?! - wykrzyknęła, nie potrafiąca się opanować Asia. - Nagle przypomnieli sobie, że mają córkę, tak?!
- Kochanie, nie denerwuj się - mówił spokojnie dziadek. - Oni zawsze o tobie pamiętali. Tylko... hmmm... Nie mieli za bardzo czasu.
- Gdyby chcieli, to by mogli - wycedziła przez zęby, po czym na dobre odwróciła się w stronę okna, założyła na uszy słuchawki i zamknęła oczy. Pan Mirosław, wzruszając ramionami, przyspieszył. Nie miał pojęcia, dlaczego jego jedyna wnuczka tak reaguje na przyjazd rodziców. Jednak i jego państwo Ilona i Tadeusz Gielewscy mieli w najbliższym czasie zaskoczyć. Czy pozytywnie, to się jeszcze okaże...


      Klucz zazgrzytał w drzwiach. Zamek puścił. Nacisnęła klamkę i wkroczyła do zimnego pomieszczenia. Przeszedł ją dreszcz. Zrzuciła ubłocone trampki z nóg i weszła do małej kuchni. Chwyciła stary, zardzewiały czajnik i nalała doń wody. Postawiła go na czteropalnikowej kuchence gazowej, z której działały już tylko dwa i włączyła ją.
      Opadła na fotel w saloniku. Poczuła, że na czymś usiadła, więc zrezygnowana podniosła się. Na siedzisku leżała mała książeczka z kołysankami dla niemowląt. Rzuciła książkę na podłogę i przymknęła oczy. Niestety, jej relaks nie potrwał długo. Z odległej od salonu jakieś cztery metry kuchni dał się słyszeć gwizd zagotowanej wody. Zdenerwowana podskoczyła i podbiegła w stronę kuchenki. Wyłączyła ją, przelała wodę do kubka i znów usiadła w fotelu. Popiła kilka łyków parującego napoju i uśmiechnęła się. Dobry nastrój powrócił. Weszła do swojego dziecinnego pokoju i spojrzała na zdjęcie oprawione w złotą ramkę. Przedstawiało ono młodą, piękną kobietę trzymającą w ramionach dziewięcioletnią córkę. Obok stał mężczyzna, trzymający na rękach półrocznego wówczas syna. Jednak oczy faceta nie patrzyły w stronę obiektywu. Zainteresowany był zupełnie inną kobietą. Wpatrzony w nią niczym w obrazek uśmiechał się. Westchnęła.
      Ojciec już czwarty rok przesiadywał w więzieniu, w którym spędzić miał... resztę swojego życia. A za co? Zabójstwo z premedytacją. Na kim? Na żonie. Tak... Mama Darii nie żyła. A co z bratem, ośmioletnim Leonem? W domu dziecka. Darii było bardzo przykro, gdyż nie mogła zaadoptować braciszka. Odwiedzała go niemal co tydzień, jednak malcowi wciąż było mało. Chciał zamieszkać z siostrą. Sąd nie wyrażał na to zgody. Daria nie chciała się spierać.
      Po śmierci matki siedemnastolatka dostała swoje rodzinne mieszkanie, jedynego świadka tych wszystkich zdarzeń. Miliony siniaków, ciosów, gróźb, płaczu. Dziewczyna nie chciała tu mieszkać, jednak w przypadku przeprowadzki zupełnie nie miałaby się gdzie podziać.
      W domu mieścił się mały salon, w którym Daria zazwyczaj relaksowała się, niewygodna, ciasna kuchnia ze śmierdzącymi pleśnią szafkami, łazienka... Była jeszcze sypialnia rodziców i dwa pokoje. Do tego pierwszego pomieszczenia nie wchodziła zbyt często. Tam zamordował jej matkę. Mamusię. Nienawidziła go. Meble zostały wyrzucone, pomieszczenie pełniło funkcję składziku. Trzymała tutaj stare zabawki, popsute meble, dziurawe i za małe ubrania, które być może kiedyś uda jej się przerobić...
       Pokój Leona również nie był zbyt często odwiedzany. Powód: łzy występujące po każdym wejściu do niego. Daria nie lubiła płakać.
      Najczęściej siedziała we własnej sypialni. Okno przysłonięte firanką, łóżko okryte pachnącą stokrotkami pościelą, drewniane biurko pokryte stertą dokumentów i rysunków. Toaletka z mnóstwem kosmetyków, flakoników przeróżnych perfum, chusteczek higienicznych... Oprócz tego wielka szafa z ubraniami. Wszystko, czego potrzeba.
       Tu też weszła. Przesunęła dokumentację na bok, aby zrobić miejsce na laptopa. Otworzyła go i włączyła. Nerwowo stukała oskubanymi z lakieru paznokciami o stabilny blat biurka. Udało się, Windows "zaprosił" ją, a po chwili ukazał się pulpit. Sprawdziła Facebooka, Twittera i pocztę. Kilka reklam, zaproszenia do kontaktów na portalach i... Mail z Londynu! Och, Michael nie dawał jej spokoju. Od kiedy wróciła z dwutygodniowej wycieczki z Wielkiej Brytanii, codziennie odbierała wiadomości od niego. Osiemnastolatek opisuje zabytki, swoje przygody, a przede wszystkim.. wiersze! Tak, Michael był początkującym, wiecznie rozmarzonym poetą. Kochała jego zamyślenie, skupienie i sposób bycia. Byli przyjaciółmi, dobrymi przyjaciółmi. Przyjrzała się drukowanym literkom na ekranie:

 
Hello, Daria!
 
Dzisiaj nie jadłem śniadania. Oj, wiem, że będziesz się złościć, ale wiedz, że było warto! Zaraz po przebudzeniu popędziłem na pocztę odebrać paczkę. Co w niej było, przekonasz się później! Pozostanie to moją słodką tajemnicą.
Potem zasiadłem w kawiarni i, z mocnym Cappucino w kubku zacząłem pisać. Jak zwykle, nie miałem pomysłów, więc po czterech godzinach pozostałem z dwoma strofami. Tragedia! Zaniechałem więc szukania natchnienia i, dopijając kawę wyszedłem z lokalu. Usiadłem na ławce w parku i rozejrzałem się. Po sąsiedzku jakaś para siedziała obok siebie zajadając zapiekanki, żwirową dróżką spacerowała kobieta z wózkiem, staruszka karmiła gołębie... I wtedy go zobaczyłem. Chłopak jakieś dwa lata ode mnie młodszy prowadził psa! Tak, pięknego Labradora Retrievera. Był wspaniały. Połyskująca w promieniach słonecznych sierść, zwisający język. Wtedy zapragnąłem mieć psa! Jestem taki samotny, mogę przecież mieć pupila! Wiem, teraz pewnie napiszesz mi, że to głupie, że będę żałował... Ale ja się cieszę! Dzięki temu chłopakowi stałem się posiadaczem Rose, suczki Goldena. Jest jeszcze malutka. Ale zdjęcie (a właściwie całą ich serię) zamieszczam poniżej.
I tak cały dzień spędziłem na czipowaniu, odrobaczaniu, szczepieniu i wielu innych rzeczach. Kiedy wieczorem siedziałem w domu (nie chciałem zostawać Rose samej) rzecz jasna miałem głowę wypełnioną pomysłami! A dlaczego? Bo mam psa! Dlatego zapamiętaj, że każdy, kto ma zamiar zostać poetą MUSI, po prostu MUSI mieć czworonożnego przyjaciela, będącego zarazem źródłem natchnienia!
Muszę kończyć, Rose mnie ciągnie na spacer...
 
Ucałowania,
Michael
 
      Westchnęła. Jakiż on jest! Nagle wpadło mu do głowy, że mógłby mieć psa i... O proszę, ma! Gdyby i ona tak potrafiła... Poza tym Rose jest taka słodka! Ujęła ją od razu. Spojrzała na zegarek. Do dwudziestej trzeciej pozostały dwie godziny. Włączyła listę odtwarzania w laptopie i popiła herbatę. Leciało The Monster Eminema i Rihanny. Lubiła ten kawałek. Wpadał w ucho. Zamknęła oczy i podrygując w rytm piosenki, rozmarzyła się na dobre...
 
 
      Sandrze nie chciało się wracać do domu. Weszła w losowo wybraną alejkę i, spacerując wśród ciemności nuciła ulubione piosenki. Zajrzała do portfela. Pięćdziesięcio-złotowy banknot zachęcał do wieczornych zakupów. Ale gdzie ona o tej porze znajdzie otwarty sklep? Zamyśliła się. Wtem obok zatrzymał się autobus. Nawet nie zauważyła, że znajduje się na przystanku. Bez wahania wsiadła do środka i opadła na tylne siedzenie. Nie patrząc na numer linii pojazdu, podwinęła nogi i spojrzała na krajobraz za oknem. Zaraz wysiądzie...
      Wtem dał się słyszeć sygnał telefonu. Kolorowa czcionka pokazywała, że dzwoni mama. Zaczekała, aż Run this town Jay-Z, Rihanny i Kanye West'a ucichnie, po czym wyłączyła telefon. Natychmiast postanowiła, że wysiądzie dopiero na pętli. Hmm... Ciekawe, dlaczego tak szybko zmieniła decyzję...?
 
 
      Otworzyła segregator. Jedenaście świadectw godnych nagrody starannie włożonych do specjalnych koszulek czekało na kolejnego "przyjaciela". Wpięła dokument, odłożyła na półkę i rzuciła się na łóżko. Zaraz będzie musiała włączyć Skype'a, żeby pogadać z dziewczynami. Tylko najpierw... Trzeba zrobić kolację. Andżelika kochała gotować. Wielka kuchnia w jej domu była królestwem.
      Położyła na blacie umyte warzywa. Pokroiła je w kostkę, doprawiła i pomieszała z majonezem. Rozcięła trzy bagietki, wypełniła utartym czosnkiem; następnie włożyła do rozgrzanego piekarnika. Chwyciła cytrynę. Może przygotuje lemoniadę?
      W niecałe pół godziny później rodzina Hakkerów zasiadła do stołu. Sałatka jarzynowa, ciepła bagietka z czosnkiem oraz lemoniada z lodem zachęcały do wspólnego posiłku. Pani Aniela (prawniczka), pan Rafał (biznesmen) oraz ich trójka dzieci (czteroletnia Gracja, dziesięcioletni Tomek i Andżelika we własnej osobie) najedli się do syta.
      W pewnym momencie dziewczyna podniosła się energicznie.
- Przepraszam - zaczęła. - ale muszę już iść. Umówiłam się z dziewczynami na Skype'ie.
To mówiąc, wspięła się po okrytych stylowym dywanem schodach i weszła do swej wielkiej sypialni. Włączyła laptopa i znów opadła na łóżko. Lenovo włączył się natychmiast. Miała jeszcze chwilkę do planowanej rozmowy. Wyciągnęła się na miękkim materacu i włączyła kamerkę, czekając na przyjaciółki. Nie wiedziała, że jedna z jej koleżanek w niewyjaśnionych okolicznościach, nie włączy tego dnia komputera...

Brak komentarzy: