GPS Przyjaźni

GPS Przyjaźni

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 4

 

        Ciepłe promienie słoneczne wdzierały się do pokoju i opadały na podłogę. Andżelika powoli otworzyła oczy, a światło oślepiło ją. Przetarła powieki i powoli odkryła się. Usiadła na łóżku i otworzyła laptopa. Zalogowała się na facebooku. Niestety, żadna z przyjaciółek nie była dostępna więc zrezygnowana podniosła się. Wsunęła ciepłe różowe kapcie na nogi i podeszła do toaletkowego lustra. Jak zwykle. Burza loków ułożonych jeszcze bardziej niechlujnie. Chyba wyprostuje dzisiaj włosy.
          Wygładziła rude kosmyki i zeszła po schodach. Zegar naprzeciwko schodów wskazywał godzinę dziesiątą. W jadalni mama siedziała przy białym stole wpatrzona w laptopa. Obok niej z kubka ulatywała para i wznosiła się aż ponad komputer. Pani Aniela podniosła wzrok i uśmiechnęła się do córki.
- Jak się spało? - spytała, pociągając łyk kawy.
- Dobrze - Andżelika przeciągnęła się leniwie i podeszła do szafki z kubkami. Wyjęła jeden, przywieziony z Teneryfy wstawiła wodę w staromodnym czajniku i spojrzała w kierunku salonu. Dziesięcioletni Tomek siedział na kanapie i wpatrzony w ekran telewizora zajadał pokrojone w plasterki jabłko.
-  Hej mały - podeszła do malca i zmierzwiła mu ciemną czuprynę. Ten natychmiast wygładził włosy i z buzią wypełnioną jabłkiem odpowiedział:
- Mówiłem, żebyś mi tak nie robiła. Oglądam - dopowiedział i znów spojrzał w ekran. Czajnik zagwizdał, więc dziewczyna wróciła do kuchni i zalała saszetkę z pyszną herbatą z granatem.
          Wyjęła z szafki pięć talerzyków, na co mama znów oderwała się od pracy i przeciągając się leniwie powiedziała dość zachrypniętym głosem:
- Nie rób, my już jedliśmy. Ale po śniadaniu może odbierzesz Grację z baletu? - zaproponowała. - Możesz wziąć rower.
- Dobrze - odpowiedziała spokojnie, z powrotem chowając talerze.
          Wyjęła z chlebaka bagietkę i szybko ukroiła parę kawałków. Następnie rozbiła jajka na patelni, przyprawiła i zaczęła smażyć. W międzyczasie umyła rukolę, pokroiła pomidora i ogórka, zmieszała wszystko oraz ułożyła na talerzu. Wyglądało to tak apetycznie!
          Przełożyła jajecznicę na naczynie i usadowiła się w jadalni, naprzeciwko mamy. Ta z zaciekawieniem spojrzała na śniadanie i... chyc! Pochłonęła część jajecznicy.
- Pyszna - stwierdziła z uznaniem i mocno uderzyła w klawisze.
- Mówiłaś, że nie chcesz - zaśmiała się Andżelika, zagryzając wszystko bagietką.
- Znasz mnie i wiesz, że twoim posiłkom nie umiem się oprzeć - odparła mama tym razem próbując sałatki. - Mmmm... to też dobre - oznajmiła zlizując miąższ pomidora z brody.


          - Asiu. Wstajemy! - krzyczy ktoś nad jej uchem. Przewraca się na drugi bok i jęczy coś niezrozumiałego. Widać, że gość jest nieugięty bo potrząsa nią mocno. Joanna wykonuje niezidentyfikowany ruch nogą w kierunku, z którego dochodzi głos i wpycha głowę pod poduszkę. Nagle w pokoju słychać muzykę. Głośną. Bardzo głośną. Metal. Dziewczyna jak oparzona wyskakuje z łóżka i zatykając uszy, podbiega do wielkiej wieży stereo. Przycisza muzykę i spogląda w stronę osoby, która tak ją potraktowała. No tak. Tata.
          Spogląda na budzik. Siódma dwanaście. To chyba jakiś żart! Są wakacje. Gdyby była dziesiąta to nawet nawet ale... SIÓDMA?!
- Czego chcesz? - syknęła. - Zbyt wcześnie na wstawanie.
- We Francji tak się wstaje - stwierdził nieugięty ojciec ze sztucznym uśmiechem.
- Gówno mnie obchodzi co robicie we Francji! - krzyknęła. - To jest Polska a nie kraj wstrętnych żabojadów!!! - to mówiąc, z powrotem wskoczyła do łóżka.
- O nie, młoda damo - westchnął tata i podniósł ją z łóżka. - Wstajesz, masz pół godziny, żeby zejść na śniadanie a potem jedziemy na piknik.
- Jaki znowu piknik? - krzyknęła oszołomiona. - Mam coś do roboty.
- Nic nie masz - stwierdził pan Tadeusz i wyszedł z pokoju.
          Asia była wściekła. Z całej siły uderzyła w szarą poduszkę ozdobną, żeby dać upust emocjom. Nic z tego. Gwałtownie otworzyła drzwi do garderoby  i wyjęła przecierane szorty i zieloną bluzeczkę wiązaną na szyi. Weszła do swojej prywatnej łazienki i pochyliła się nad umywalką. Umyła twarz i zęby, następnie wskoczyła pod prysznic. Szybko schłodziła ciało i nakremowała się. Pospiesznie założyła ubranie, na stopy wciągnęła czerwone converse'y do kostek. Związała włosy w luźny koczek i pomalowała rzęsy. Wyszła z pokoju i zbiegła po szklanych schodach dziadka.
         Pan Mirosław w dużej nowoczesnej kuchni przygotowywał całej rodzinie śniadanie. Jego córka pomagała mu, a tata razem z "tą intruzką", jak już zaczęła nazywać ją Asia z szerokimi uśmiechami na twarzach rozmawiali na kanapie. Po chwili Laura wybuchnęła śmiechem i odchyliła głowę do tyłu. Ilona Gielewska podeszła do Joasi i zmierzyła ją wzrokiem.
- Jak ty wyglądasz? - spytała z niedowierzaniem. - Nie idziemy na plażę.
- To co w takim razie mam założyć?! - wydusiła z siebie oszołomiona taką uwagą Asia.
- Jakąś bardziej zakrytą bluzkę. Nie chcemy czuć na sobie milionów spojrzeń.
- To co, mam sweter założyć? - warknęła. Podszedł dziadek.
- Ilonko, daruj córci - powiedział łagodnie i pogłaskał Joasię po głowie. - Tak się tutaj ubierają, zaufaj mi - pogładził ją po ramieniu, a wtedy Asię znów ogarnęło to uczucie, jak bardzo kocha dziadka. Zawsze stawał po jej stronie i bronił jej. Była mu za to bardzo wdzięczna.
- Hmm... Nie sądzę, aby to było adekwatne dla siedemnastoletniej dziewczynki ubranie. Ale niech ci będzie, tato - zamilkła na chwilę i znów wpatrzyła się w córkę. Nagle cała zrobiła się czerwona i wskazała na jej twarz.  - Ale TO nie przejdzie! - krzyknęła. Pan Mirosław, który zdążył oddalić się już do kuchni znów podszedł, wyraźnie niespokojny.
- O co znów chodzi? - spytała Asia, rozkładając ramiona.
- Makijaż - odparła teraz już blada Ilona. - To niedopuszczalne.
- Wyluzuj, tylko pomalowałam rzęsy - westchnęła Asia i zmarszczyła brwi. Kątem oka dostrzegła wpatrującą się w nią Laurę z triumfującym uśmiechem na twarzy. Dziadek już chciał coś powiedzieć, jednak pani Gielewska uciszyła go ruchem dłoni.
- Masz to zmyć - rozkazała. - Natychmiast.
          Joanna tupnęła nogą i weszła do łazienki. Trzasnęła drzwiami. To nie było sprawiedliwe. Pospiesznie zaczęła zmywać maskarę. Miała dość. Nie chciała dać wejść sobie na głowę. Była dopiero siódma czterdzieści pięć a ona już miała dość. Przed nią cały dzień. Chyba nie będzie mogła spotkać się z dziewczynami. O matko, Skype! Dopiero sobie przypomniała, że miała porozmawiać z przyjaciółkami wczoraj. Musiały się zmartwić. Zbiegła po schodach i podeszła do stolika kawowego, na którym jej tata wczoraj wyłączył telefon. Jednak nie było go. Asia aż się zagotowała. Zacisnęła zęby i podeszła do pana Tadeusza.
- Gdzie. Jest. Mój. Telefon? - wysapała.
- Zabraliśmy ci go na dzisiaj, żebyś mogła w pełni oddać się rodzinie. Dostaniesz go dziś wieczorem, jak wrócimy - odparł, jakby zabieranie telefonu było najbardziej naturalną rzeczą na świecie.
- Czy ty nie rozumiesz, że ja też mam przyjaciółki, z którymi muszę się skontaktować? - czuła, jak wściekłość wzbiera w  niej, jednak starała się opanować. Zacisnęła ręce w pięści.
 - A czy TY nie rozumiesz, że raz na rok masz okazję zobaczyć swoich rodziców i powinnaś im poświęcić cały swój czas? - tata nerwowo założył ręce na piersi.
- Mogliście nie wyjeżdżać - stwierdziła Asia i podeszła do zastawionego stołu. Odsunęła krzesło i usiadła koło dziadka. Dalej siedzieli rodzice w nieodłącznym towarzystwie milczącej dotąd Laury.
          Po skończonym śniadaniu dziewczyna wstała od stołu, jednak tata powstrzymał ją ruchem ręki.
- Asieńko, ktoś musi pomóc posprzątać po jedzeniu - wyjaśnił z uśmiechem. - Jeśli każdy będzie coś robił, szybciej wybierzemy się na piknik.
         Zrezygnowana dziewczyna powróciła do stołu. Pół godziny później rodzina Gielewskich z wielkimi koszami piknikowymi zapakowała się w samochód dziadka i wyruszyła do lasu. Dla Asi piekło dopiero się zaczynało.


          Po śniadaniu Andżelika założyła różową, zwiewną sukienkę oraz kapelusz słomkowy, wsiadła na rower i pojechała do pobliskiego domu kultury. Słońce raziło ją w oczy, kiedy czekała przed wejściem głównym na swoją czteroletnią siostrę. Kiedy wybiła dwunasta, postanowiła wejść do budynku i odnaleźć Grację. Oparła rower o ścianę i weszła do środka. Zimne powietrze z klimatyzacji schłodziło jej skórę. Pojawiła się nawet gęsia skórka. Rozejrzała się po schludnie wyposażonym wnętrzu, utrzymanym w bogatej kolorystyce, sprzyjającej dobremu samopoczuciu dzieci w wieku od trzech do dwunastu lat, bo to właśnie takie tu bywały. Podłoga z marmuru i ogromne okna od ziemi aż po sufit posiadające kolorowe rolety były bardzo stylowe i nowoczesne, podobnie jak materiałowe i duże kanapy zapełnione poduszkami we wszystkich kolorach tęczy. Przy każdej z nich stał stolik, którego szklany blat ginął pod stertą czasopism od kobiecych, przez te dla mam aż po "Świerszczyk" i inne gazetki dla dzieci. Pod jedną ze ścian stała wielka skrzynia z zabawkami, które co chwila zbierała elegancka pani. Rejestracja mieściła się po przeciwległej stronie sali. Wysoki, drewniany blat z wygodnymi siedzeniami, a za nim pani w idealnie wyprasowanej koszuli i obcisłej spódniczce, z przyklejonym do twarzy uśmiechem ukazującym jej piękne, białe zęby niczym z reklamy. Wszystko prezentowało się idealnie; nieopodal rejestracji usytuowane były toalety dla kobiet, mężczyzn i inwalidów (przestronne, z nowoczesną armaturą, drogimi blatami i wszelakimi gatunkami mydła) oraz pokój do przewijania i karmienia dzieci. Idealne miejsce dla matek i ich rozwijających talenty pociech.
          Rozejrzała się po tym niezwykle czystym pomieszczeniu. Na jednej z kanap siedział chłopak koło osiemnastki, o ślicznych, ciemnych oczach, zapatrzony w grube tomisko, którego nazwy Andżelika nie mogła dopatrzeć z oddali. Chłopak podniósł wzrok i spojrzał na dziewczynę, która natychmiast zalała się rumieńcem i odwróciła się.
          Nie miała czasu porządnie się zawstydzić, ponieważ znajomy i piskliwy głos dziewczynki rozległ się w cichym wnętrzu, na co uśmiechnięta pani w rejestracji podskoczyła, omal nie wylewając swojej idealnej kawy z równie idealnego ekspresu na idealną stertę papierów. Po chwili odezwały się kolejne i do dużego pomieszczenia wbiegły śliczne, chudziutkie dziewczynki z szerokimi uśmiechami na twarzach. Każda z nich trzymała w ręku siatkę ze strojem baletowym. Jedną z nich była Gracja w ciasnym koczku, zwiewnej sukience i sandałkach. Na widok Andżeliki krzyknęła głośno i pędem rzuciła się w jej stronę. Onieśmielona nastolatka natychmiast uśmiechnęła się i podniosła wysoko siostrę.
- Andzia! - krzyczała wesoło mała. Kiedy z powrotem stanęła na ziemi, złapała dziewczynę za palec i uścisnęła mocno. - Jest sprawa.
          Była tak przeraźliwie słodka, że Andżelika wprost nie mogła się na nią napatrzeć. Wyrośnie na piękną dziewczynę - tego była pewna. Odszukała wzrokiem chłopaka, który już nie czytał, tylko siedział na kanapie i wpatrywał się w nią tymi swoimi pięknymi oczyma.
- Jaka? - ruda natychmiast powróciła na ziemię. Odwróciła się od nieznajomego. "Niech nie myśli, że się nim interesuję", pomyślała.
         Podeszła do niej wysoka, koścista pani w czerwonych szpilkach i czarnej sukience. Szminka w kolorze butów idealnie podkreślała jej okropne usta, które pod wpływem botoksu zrobiły się chyba dwa razy większe. Miała wory pod oczami, które najwidoczniej usiłowała ukryć grubą tapetą; pojawiły się też pierwsze zmarszczki. Uśmiechnęła się krzywo, wygładzając sukienkę, która mimo rozmiaru XS wisiała na niej jak worek. Wskazała na nią swoim żylastym palcem i zaczęła ochrypłym głosem:
- To pani jest mamą Gracji? - w jej oczach Andżelika ujrzała podejrzliwość godną nadopiekuńczej matki.
- Nnnie, jestem jej siostrą. Mam na imię Andżelika. Andżelika Hakker - przygryzła wargę nerwowo i wyciągnęła rękę. Kobieta z początku spojrzała na nią krzywo, jednak po ułamku sekundy mocno uścisnęła dłoń dziewczyny, która o mało nie jęknęła z bólu.
- Aha... Esmeralda Helios, miło mi. Chciałabym, żeby Gracja przyszła dziś do Noemi. Irena, to znaczy nasza gosposia przygotowała krem z dyni i krewetki w sosie imbirowym. Na deser mamy tiramisu i krem brulee. Noemi i twoja siostra strasznie się polubiły, czy Gracja może nas dzisiaj odwiedzić?
- Hmmm oczywiście - odparła bez zastanowienia onieśmielona Andżelika. Dam pani numer do mojej mamy, musi pani ją zapytać i jeśli się zgodzi to jak najbardziej. Proszę wszystko z nią ustalić - to mówiąc, podała numer i z uśmiechem podeszła do kanapy i opadła na stertę poduszek, co chwila zerkając na kobietę, Grację i Noemi, która nie odstępowała jej siostry na krok, co chwila obracając się w celu, żeby jej spódniczka wirowała. To samo robiła mała Gracja z sukienką. Ach to dzieciństwo.
          Po paru minutach rozmowy między panią Helios, a mamą Andżeliki kobieta z kwaśnym uśmiechem zawiadomiła, że zabiera Grację do siebie i odwiezie ją do domu na wieczór. Ruda przystała na to skinieniem głowy i pożegnała się grzecznie. Pożegnała się z idealną kobietą w recepcji, która ostatecznie wylała kawę podczas podsłuchiwania rozmowy z panią Esmeraldą, teraz nerwowo wycierając brązowe od cappuccino papiery i klnąc pod nosem. Wyszła na słońce i podeszła do pozostawionego roweru. Pochyliła się nad pojazdem. Wtem tuż ponad jej ramieniem dał się słyszeć donośny głos, na dźwięk którego podskoczyła.
- Może pomóc?
Dziewczyna upuściła stojący rower, który został złapany w locie przez silną, opaloną już rękę i natychmiast postawiony. Oszołomiona podniosła wzrok. I wtedy je zobaczyła. Te piękne oczy w kolorze ziaren kawy wpatrywały się w nią w świetle czerwcowego słońca.