GPS Przyjaźni

GPS Przyjaźni

sobota, 24 maja 2014

Rozdział 2



     Jej baleriny stukały na wypolerowanej posadzce lotniska. Nerwowo przechadzała się po szerokich korytarzach. Dziadek siedział na drewnianych krzesełkach i rozwiązywał krzyżówki. Westchnęła. Nie dość, że mama i tata nagle postanawiają przyjechać do Polski, to jeszcze każą na siebie czekać! Zbliżała się dziewiąta, a wieści o samolocie z Paryża - brak. Podeszła do automatu z jedzeniem i wrzuciła kilka monet. Po chwili zajadała się już ciągnącym się Snickersem. Wtem skrzeczący głos wydobywający się z megafonów dał znać, że niedługo jej rodzice wylądują. A dokładnie za pięć minut. Nie mówiąc słowa dziadkowi weszła do toalety. Starannie umyła ręce i rozczesała blond włosy. Pocieniowane kosmyki delikatnie opadały jej na szczupłe ramiona. Włożyła bluzkę w szorty i, biorąc głęboki wdech, wyszła na korytarz. W oddali zamajaczyła jej niebieska koszula dziadka.
- Wszędzie cię szukam - wysapał niespokojnie. - Już są.
     Po kolejnych kilku minutach, kiedy Asia zaczynała powoli tracić cierpliwość, tłum ludzi przelał się przez zapewniające bezpieczeństwo barierki. Pan Mirosław rozglądał się wokół. Jednak nie trwało to długo. Po chwili w stronę oczekujących skierowała się para, całkowicie odpowiadająca opisowi państwa Gielewskich. Szczupła i bardzo wysoka szatynka w białej zwiewnej spódnicy do kostek i mężczyzna w garniturze i okularach słonecznych. Tak, to bez wątpienia jej rodzice. Jednak jedna rzecz się nie zgadzała. Obok nich dumnie kroczyła mniej więcej piętnastoletnia dziewczyna, na widok której Asi zrobiło się słabo.


      "Koniec trasy" - taki napis pojawił się na podniszczonych tablicach informacyjnych autobusu. Sandra wysiadła. Rozejrzała się wokół. Ciekawe, gdzie też ją wywieźli? Wokół znajdowało się kilka budynków mieszkalnych, sklep spożywczy i monopolowy. Niedaleko dojrzała połyskujący napis: Centrum Handlowe "Irys", na widok którego serce zabiło jej mocniej. Tak, kochała zakupy. Jednak kiedy spojrzała na zegarek stwierdziła, że jest już za późno. Zbliżała się dwudziesta druga, a ona musiała wrócić do domu przed jedenastą. Dziewczyny nie mogą czekać. Z zadowoleniem stwierdziła, że autobus, którym przyjechała odjeżdża za dwadzieścia minut. W tym czasie trochę się przespaceruje i dotleni. Weszła w najspokojniejszą ulicę, po której szło zaledwie kilka osób. Jakaś starsza kobieta z dwoma psami, mężczyzna na rowerze, przytulona do siebie para i grupa chłopaków po osiemnastce. Odgarnęła długie włosy na plecy i spojrzała na ekran swojego Samsunga. Oprócz około trzydziestu nieodebranych połączeń od mamy dostała jedną wiadomość. Nadawcą był oczywiście Natan, ten obleśny typek z dyskoteki. Dlaczego nie może się od niej odczepić? Niechętnie odczytała wiadomość.

Hej, ślicznotko! Nie odzywasz się... Dalej jesteś obrażona o nie wiem co? Spotkajmy się, a na pewno wszystko Ci wynagrodzę. Będziesz zadowolona jak nigdy dotąd... To co? Dasz szansę starszemu (i lepszemu) facetowi?

     Z dezaprobatą pokręciła głową. On chyba popadł w samozachwyt! Przecież jest po trzydziestce! Nie wierzy, że się do niej przyczepił taki ktoś. Chyba nie da jej spokoju. Idąc w zamyśleniu rozpatruje możliwość umówienia się z Natanem, żeby raz na zawsze zakończyć tę znajomość i dać mu do zrozumienia, że musi zapomnieć o tamtej dyskotece. Wtem, wpada na kogoś omal się nie przewracając.
- Przepraszam bardzo! - jęczy szukając nieszczęśnika. Zauważa znajome zielone oko, ciemne włosy.... - Olaf! - uśmiecha się i przytula właściciela owych "rzeczy". 
- Sandra? - chłopak najwyraźniej nie dowierza, że to właśnie na nią wpadł, jednak odwzajemnia uścisk. Uśmiecha się. 
- Jak dawno cię nie widziałam!
- Zmieniłem numer telefonu i... nie mogłem odbierać, ani odpisywać.
- To na co czekasz? Podawaj! - jej śmiech powoduje, że fala wspomnień zalewa jego ciało. Wyciąga Nokię Lumię z beżowych spodenek i dyktuje dziewięć cyfr.
- Okej - uśmiecha się Sandra. - Musimy sobie wszystko opowiedzieć ale... Nie teraz. Zaraz odjeżdża mój autobus.
- Zdaje się, że twój autobus jest również moim - odpowiada Olaf.
- Tak? To chodźmy! - łapie go za rękę i popycha w stronę przystanku. Choć sądzi, że uczucia jego przyjaciela względem niej wygasły, myli się całkowicie; w chwili, kiedy oiemnastolatek ujrzał twarz dawnego obiektu swych westchnień, jego serce zabiło mocniej, rozpalając w sobie iskierkę nadziei.


      Dojadając zrobioną przed chwilą kanapkę uruchamia Skype'a. Lada chwila rozpocznie się zbiorowa konwersacja. Swoje różowe włosy upięła w dwa kucyki. Dzięki kolacji nabrała pogody ducha. Nie odpisała jeszcze Michaelowi, ale później to zrobi. Może jutro? Zobaczymy. W końcu zaczęły się wakacje, a ona (dopóki nie znajdzie sobie jakiejś dorywczej pracy) ma całe 24 godziny wolnego. Znajdzie te kilka minut na wystukanie mu krótkiej odpowiedzi. W tej chwili koleżanki są najważniejsze. 
     Pomarańczowe okienko powiadamia ją, że Andżelika jest dostępna. Nie czekając, aż reszta dziewczyn się podłączy, rozpoczyna rozmowę z rudą. Na ekranie pojawia się rozmarzona twarz, jednak po chwili wykrzywia się w uśmiechu. Na to samo odpowiada Daria. 
- Hej! - krzyczą w tym samym momencie, co powoduje salwy śmiechu.
- Jakież my zgrane - stwierdza Andżelika.
- Owszem - uśmiecha się, posyłając buziaczka w stronę kamerki.
- Co porabiasz?
- Właśnie skończyłam kolację - macha talerzykiem przed laptopem. - A ty?
- Też. A teraz wyleguję się na łóżku i o ile się nie mylę to prowadzę z tobą wielce zabawną konwersację.
Kolejne wybuchy radości.
- A gdzie Aśka z Sandrą?
- A bo ja wiem? - odchyla się na krześle. Jej kucyki podskakują.
- Poczekamy - uśmiecha się rudowłosa. Jest najbardziej osamotniona spośród nich wszystkich. 
- Co tak zamilkłaś? - dziwi się Daria.
- Nie... Po prostu dziwię się, jak takie trzy super laski jak wy mogłyście pokochać takiego spaślaka - wskazuje na brzuch.
- Nawet tak nie mów! - krzyczy.
- To dlaczego?
- Bo... jesteś wyjątkowa.


     Siedzą w autobusie wspominając dawne czasy. Pomijają jednak te momenty, kiedy oboje byli w sobie zakochani. Do szaleństwa. Wszystko skończyło się, kiedy to Sandra z niewyjaśnionych mu do dzisiaj powodów oświadczyła, że to koniec, nic do niego nie czuje i żeby raz na zawsze dał jej spokój. Był załamany, chciał umrzeć. Kilka miesięcy temu pogodził się ze wszystkim; miał nawet dziewczynę, jednak nie trwało to długo. Zdradziła go, a Olaf chyba nic do niej nie czuł. Dalej kochał śliczną brunetkę, która właśnie siedziała obok niego i uśmiechała się przyjaźnie. Niedawno przeprowadził się niedaleko i... Tak, będzie ją odwiedzał. Może rozmyśliła się i chce z nim być? Postara się, aby to uczucie, ta miłość wróciła. Jednak Olaf może się bardzo zdziwić, kiedy dowie się, jaki był powód nagłego zerwania. To może się dla niego bardzo, bardzo źle skończyć.


      Żegna się z Olafem dwoma całusami w policzek. Sandra stoi pod starą, przerdzewiałą furtką, dopóki Olaf nie zniknie wśród drzew. Uśmiecha się. Jaki on miły! Zresztą, jak zwykle. To wspaniały chłopak. Jednak nagle wszystkie złe wspomnienia z tamtych czasów wróciły. Te  kłótnie z mamą... to wtedy tak się zmieniła. Uśmiecha się smętnie idąc kamienistą ścieżką. Kiedy stoi pod masywnymi drzwiami wejściowymi zaczyna się wahać. Nie znosi tego domu, mamy, wszystkiego. Najchętniej zamieszkałaby z Asią - to z nią najbardziej się dogaduje. Mimo to naciska dzwonek. Rozlega się dźwięk dzwonów. Po kilku minutach oczekiwań, u  progu staje kobieta w długiej spódnicy i lnianej koszuli. Jej siwe włosy błyszczą w świetle podwórzowej latarni. W piwnych oczach widać gniew; to nie będzie miły wieczór. Chwyta córkę za łokieć i wciąga do wnętrza. Zatrzaskuje drzwi. Znajdują się w staroświecko urządzonym wiatrołapie. Pod wysokim oknem ustawiono drewnianą ławę. Na jednej ze ścian wiszą wieszaki na kurtki. Duża szafa z poczerniałym  lustrem pomieściłaby wierzchnie ubranie całego miasta. Na drewnianym parkiecie położono kilka bogato zdobionych dywanów o krótkim włosiu. Słowem - przedpokój rodem ze średniowiecza.
-Gdzie się podziewałaś?! - krzyczy, marszcząc brwi.
       Sandra zrzuca skórzane sandałki z nóg i rzuca na mamę przelotne spojrzenie. Przechodzi po dywanie do kolejnego pomieszczenia, mieszczącego masywne schody z dębowego drewna. Pozłacane poręcze, zniszczone nieco pod wpływem upływu czasu, błyszczą w świetle żyrandola.
      Wspina się po schodach na piętro; z tyłu słyszy zrzędzenie mamy. Otwiera drzwi do swojego pokoju i wchodzi do środka. Pomieszczenie utrzymane jest w nieładzie. Panuje tu bałagan. Mnóstwo karteczek, niezasłane łóżko, otwarta szafa, koc na podłodze i stos zużytych talerzyków. W rogu gra telewizor.
      Siada za komputerem i naciska przycisk włączania. Podstarzały sprzęt uruchamia się całe wieki. Wtem czuje burczenie w brzuchu. No tak, od czasu wizyty w kawiarence nic nie jadła. Chcąc, nie chcąc, musi zejść na dół i... jakoś wytrzymać spotkanie z mamą. Nerwowo wstaje i wychodzi.
      Wchodzi do kuchni. W salonie widzi mamę nerwowo przerzucającą kanały w telewizji. Cichaczem, otwiera lodówkę, jednak nie udaje jej uniknąć starcia z matką. Kobieta podnosi się i idzie w jej kierunku. Sandra z powrotem zamyka lodówkę i odwraca się.
      Pani Jagoda już otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale dziewczyna wyprzedza ją:
- Co jest na obiad? Jestem głodna, jak wilk - wysapuje z siebie z prędkością karabinu maszynowego.
- Nie jadłaś na mieście? - odpowiada z przekąsem.
- Jak widzisz, nie.
- Przykro mi, nie ma nic do jedzenia.
- Jak to nie ma?! - traci cierpliwość.
- No, nie ma - mama wzrusza ramionami.
- Cały dzień siedzisz w domu i nawet kolacji nie ma?!
- Cały dzień jesteś poza domem i nawet nic nie zjesz?
Zdenerwowana czerwieni się i szybkim krokiem wychodzi z kuchni. Wie, że to jedyny sposób, by nie doszło do rękoczynów. Wchodzi do pokoju. Widzi cztery nieodebrane wideo rozmowy na Skype'ie. Jest 23:19. Bierze głęboki wdech i rozpoczyna zbiorową konwersację.


-Asiu! - krzyczą rodzice przytulając córkę. 
Po dłuższych powitaniach Joanna spogląda na towarzyszącą jej mamie i tacie dziewczynę. Obie mierzą się wzrokiem; w ich oczach widać nienawiść i nieufność.
      Odbierają bagaże i kierują się w stronę samochodu dziadka. Mężczyzna siada za kierownicą; rodzice z Asią z tyłu.
- Laura, usiądziesz z przodu, dobrze? - zwraca się mama do tajemniczej nieznajomej. Ma krótkie, brązowe włosy, czarne oczy i dziwne rysy twarzy. Kiwa głową i siada w swych szmaragdowych pumpach i czarnym t-shircie. Na nogach ma różowe Vansy. 
      Przez całą drogę rodzice wciąż nawijają o Francji. Jak to tam jest wspaniale, czysto, ładnie, jacy są mili ludzie, jaki ładny język i jakie wspaniałe zabytki. Słowem: Francja, Francja i jeszcze raz FRANCJA.
     W końcu zajeżdżają przed dom pana Mirosława. Równo przycięta trawka - zasługa ogrodnika, błyszczy od skroplonej pary wodnej wypływającej ze specjalnych zbiorników.  
     Wysiadają z samochodu we czwórkę. Dziadek zostaje w środku. Musi wjechać do garażu. Rodzice stoją z walizkami. Nastaje chwila ciszy. Nie długa.
- Ach... Przez to wszystko zapomnieliśmy ci powiedzieć - zwracają się do Asi. Spogląda na nich pytającym wzrokiem. - To Laura, twoja nowa siostra.


     Pomarańczowa ikonka pokazuje, że do ich wideo rozmowy chce się dołączyć Sandra. Obie na wyścigi akceptują. Brakuje już tylko Asi.
- Heeeeeeeeeej - mówią wszystkie posyłając buziaczki w stronę kamerek.
- Co tak długo? - pyta Daria.
- No wiecie... mama - dziewczyna unosi palec wskazujący prawej ręki i przejeżdża nim sobie w linii poziomej pod szyją.
- Znów? - bulwersuje się Andżelika. - Masakra.
- Owszem, moja droga, owszem - wzdycha nerwowo i odrzuca włosy. - Do tego nie dała mi nic do jedzenia.
- To już przegięcie! - krzyczy Daria, która nie musi obawiać się, że komuś będzie przeszkadzać.
- Umieram... - jęczy Sandra.
- Może coś zamów? - proponuje Andżelika. Jednak Sandra kręci głową. - Z chęcią bym do ciebie przyjechała i jakieś pyszności ugotowała, ale rodzice już mnie nie wypuszczą - dodaje smętnie.
- Ale ja mogę! - proponuje różowowłosa z uśmiechem. - Co prawda nie umiem gotować jak Andzia, ale chętnie przyniosę ci kilka kanapek i sałatkę jarzynową.
- Uśmiech ze strony brunetki pokazuje, że z wielką przyjemnością skorzysta z propozycji przyjaciółki.
- A w ogóle, gdzie jest Asia? - pyta Andżelika.
- Właśnie! Sandra, ty powinnaś wiedzieć.
- Nie mam pojęcia - wzrusza ramionami.
- Dobra, ja kończę - oświadcza Daria. - Będę u ciebie za jakieś czterdzieści minut - to mówiąc wyłącza się z wideo rozmowy.
     Przez kilkanaście kolejnych minut Sandra i Andżelika gadają ze sobą, jednak po chwili obie wyłączają komputery, zadając sobie jedno pytanie: Dlaczego Asia się nie podłączyła?
 

czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 1



 
   Na ulicy rozległy się gromkie śmiechy. Z pobliskich kawiarni uniósł się zapach świeżo mielonej kawy, a na brukowanych chodnikach zatupały miliony butów. Rozpoczynały się wakacje.
     Zajrzyjmy do jednej z lodziarni. Cztery dziewczyny: długonoga blondynka, lekko okrągła ruda, szczupła brunetka i ostatnia, różowowłosa, z uśmiechami na siedemnastoletnich twarzach zamawiały lody.
- Ja poproszę jedną gałkę – zaczęła właścicielka burzy loków, kolorem przypominających marchewkę, wyjmując z kieszeni jeansowej mini banknot dwudziestozłotowy. – Sorbet truskawkowy.
- A ja… - zawahała się Daria, ta z różowymi włosami upiętymi w wysoki kucyk. Miała za duży, neonowy top i obcisłe rybaczki w zielone wzory. Na lekko brązowe od słońca stopy włożyła kolorem idealnie pasujące do włosów trampki. – Może wanilia i… Bakaliowe! – wykrzyknęła na całą kawiarnię, grzebiąc w swojej kolorowej torbie, w poszukiwaniu portfela. – Sandruniu! – zwróciła się (pod czujnym okiem innych klientów lokalu) do brunetki, dźgając ją palcem w brzuch. – A ty?
Dziewczyna z zaciekawieniem patrzyła za szybę lodówki. Jaki wielki wybór! Nie mogła się zdecydować…
- To może… Bananowe i tiramisu – powiedziała z uśmiechem.
- Dziewczyny! – udawała oburzenie Asia, blondynka w czarnych szortach. - Zaczęły się wakacje! Hello? Rozumiecie? Wakacje! - zamachała im przed oczami świadectwem z... nie najlepszymi ocenami. - Pozwólcie sobie na więcej luksusu! - widząc pytające spojrzenia przyjaciółek, bezwstydnie oparła się o ladę i nieco nazbyt głośno zamówiła pięć gałek.
- Sadło ci od tego wyrośnie! - zaśmiała się Sandra, klepiąc ją po zasłoniętym pastelową bluzeczką brzuchu.
- Jej to nie grozi! - prychnęła Daria lekceważąco. Tylko Andżelika się nie odzywała. Odgarnąwszy z czoła kłębek rudych włosów, zaczęła pochłaniać swój sorbet. Był pyszny.
     Po kilku minutach cała czwórka siedziała na ławce, śmiejąc się i zajadając swoje lody. Ku zdziwieniu wszystkich, Asia pochłonęła swoją porcję. Ba, udała się po dokładkę! 
     Kiedy tak siedziały, a słońce powoli chyliło się ku zachodowi, obok ławki zatrzymał się samochód. Przyciemniana szyba otworzyła się gwałtownie. Dziewczyny ujrzały za szybą mężczyznę po sześćdziesiątce. Jego włosy przypruszyła już siwizna; oczy zbledły, pozbawione blasku. 
- Dziadku!- wykrzyknęła jak zwykle infantylna Asia. Wrzuciła resztki lodów do śmietnika i powitała mężczyznę.
- Joasiu, widzę, że dobrze się bawisz, ale mamusia z tatą dziś przyjeżdżają - uśmiechnął się smętnie. Dziewczyna mruknęła coś pod nosem, ucałowała każdą z przyjaciółek i wsiadła do auta. Wszystkie umówiły się o dwudziestej trzeciej na Skype'ie. Nie wiedziały, że niespodziewane wydarzenie pokrzyżuje ich plany...


    Oparła się o skórzane przednie siedzenie i ziewnęła. Dziadek powoli prowadził auto. Przez chwilę nikt się nie odzywał, ale kiedy piosenka Sunny Boney M. dobiegła końca, pan Mirosław chrząknął znacząco i mocniej zacisnął pomarszczone palce na kierownicy. Asia nerwowo przesunęła się na siedzeniu. Tak, jak się tego spodziewała, dziadek przemówił swym melodyjnym głosem:
- Jedziemy na lotnisko - zaczął. - O dwudziestej pierwszej ich samolot wyląduje. Sądzę, że po dziesiątej będziemy w domu - spojrzał na nią wyczekującym wzrokiem. Odwróciła się do okna. Nie wytrzymała presji:
- Po co przyjechali?! - warknęła, jednak po chwili pożałowała swego tonu. Zawsze zachowywała dobre relacje z dziadkiem. W samochodzie zapanowała cisza. - Przepraszam - wyszeptała po dłuższej chwili milczenia.
- Joasiu, rodzice wrócili ze względu na ciebie - kontynuował mężczyzna. - Oni cię bardzo kochają i nawet te tysiące kilometrów dzielące was od siebie tego nie zmienią.
- A ile czasu tu będą? - zapytała nieco spokojniej, aby nie urazić dziadka. Nie kryła jednak irytacji.
- Mają dwa miesiące wolnego. Odpoczną od Francji u nas.
- Dwa miesiące?! - wykrzyknęła, nie potrafiąca się opanować Asia. - Nagle przypomnieli sobie, że mają córkę, tak?!
- Kochanie, nie denerwuj się - mówił spokojnie dziadek. - Oni zawsze o tobie pamiętali. Tylko... hmmm... Nie mieli za bardzo czasu.
- Gdyby chcieli, to by mogli - wycedziła przez zęby, po czym na dobre odwróciła się w stronę okna, założyła na uszy słuchawki i zamknęła oczy. Pan Mirosław, wzruszając ramionami, przyspieszył. Nie miał pojęcia, dlaczego jego jedyna wnuczka tak reaguje na przyjazd rodziców. Jednak i jego państwo Ilona i Tadeusz Gielewscy mieli w najbliższym czasie zaskoczyć. Czy pozytywnie, to się jeszcze okaże...


      Klucz zazgrzytał w drzwiach. Zamek puścił. Nacisnęła klamkę i wkroczyła do zimnego pomieszczenia. Przeszedł ją dreszcz. Zrzuciła ubłocone trampki z nóg i weszła do małej kuchni. Chwyciła stary, zardzewiały czajnik i nalała doń wody. Postawiła go na czteropalnikowej kuchence gazowej, z której działały już tylko dwa i włączyła ją.
      Opadła na fotel w saloniku. Poczuła, że na czymś usiadła, więc zrezygnowana podniosła się. Na siedzisku leżała mała książeczka z kołysankami dla niemowląt. Rzuciła książkę na podłogę i przymknęła oczy. Niestety, jej relaks nie potrwał długo. Z odległej od salonu jakieś cztery metry kuchni dał się słyszeć gwizd zagotowanej wody. Zdenerwowana podskoczyła i podbiegła w stronę kuchenki. Wyłączyła ją, przelała wodę do kubka i znów usiadła w fotelu. Popiła kilka łyków parującego napoju i uśmiechnęła się. Dobry nastrój powrócił. Weszła do swojego dziecinnego pokoju i spojrzała na zdjęcie oprawione w złotą ramkę. Przedstawiało ono młodą, piękną kobietę trzymającą w ramionach dziewięcioletnią córkę. Obok stał mężczyzna, trzymający na rękach półrocznego wówczas syna. Jednak oczy faceta nie patrzyły w stronę obiektywu. Zainteresowany był zupełnie inną kobietą. Wpatrzony w nią niczym w obrazek uśmiechał się. Westchnęła.
      Ojciec już czwarty rok przesiadywał w więzieniu, w którym spędzić miał... resztę swojego życia. A za co? Zabójstwo z premedytacją. Na kim? Na żonie. Tak... Mama Darii nie żyła. A co z bratem, ośmioletnim Leonem? W domu dziecka. Darii było bardzo przykro, gdyż nie mogła zaadoptować braciszka. Odwiedzała go niemal co tydzień, jednak malcowi wciąż było mało. Chciał zamieszkać z siostrą. Sąd nie wyrażał na to zgody. Daria nie chciała się spierać.
      Po śmierci matki siedemnastolatka dostała swoje rodzinne mieszkanie, jedynego świadka tych wszystkich zdarzeń. Miliony siniaków, ciosów, gróźb, płaczu. Dziewczyna nie chciała tu mieszkać, jednak w przypadku przeprowadzki zupełnie nie miałaby się gdzie podziać.
      W domu mieścił się mały salon, w którym Daria zazwyczaj relaksowała się, niewygodna, ciasna kuchnia ze śmierdzącymi pleśnią szafkami, łazienka... Była jeszcze sypialnia rodziców i dwa pokoje. Do tego pierwszego pomieszczenia nie wchodziła zbyt często. Tam zamordował jej matkę. Mamusię. Nienawidziła go. Meble zostały wyrzucone, pomieszczenie pełniło funkcję składziku. Trzymała tutaj stare zabawki, popsute meble, dziurawe i za małe ubrania, które być może kiedyś uda jej się przerobić...
       Pokój Leona również nie był zbyt często odwiedzany. Powód: łzy występujące po każdym wejściu do niego. Daria nie lubiła płakać.
      Najczęściej siedziała we własnej sypialni. Okno przysłonięte firanką, łóżko okryte pachnącą stokrotkami pościelą, drewniane biurko pokryte stertą dokumentów i rysunków. Toaletka z mnóstwem kosmetyków, flakoników przeróżnych perfum, chusteczek higienicznych... Oprócz tego wielka szafa z ubraniami. Wszystko, czego potrzeba.
       Tu też weszła. Przesunęła dokumentację na bok, aby zrobić miejsce na laptopa. Otworzyła go i włączyła. Nerwowo stukała oskubanymi z lakieru paznokciami o stabilny blat biurka. Udało się, Windows "zaprosił" ją, a po chwili ukazał się pulpit. Sprawdziła Facebooka, Twittera i pocztę. Kilka reklam, zaproszenia do kontaktów na portalach i... Mail z Londynu! Och, Michael nie dawał jej spokoju. Od kiedy wróciła z dwutygodniowej wycieczki z Wielkiej Brytanii, codziennie odbierała wiadomości od niego. Osiemnastolatek opisuje zabytki, swoje przygody, a przede wszystkim.. wiersze! Tak, Michael był początkującym, wiecznie rozmarzonym poetą. Kochała jego zamyślenie, skupienie i sposób bycia. Byli przyjaciółmi, dobrymi przyjaciółmi. Przyjrzała się drukowanym literkom na ekranie:

 
Hello, Daria!
 
Dzisiaj nie jadłem śniadania. Oj, wiem, że będziesz się złościć, ale wiedz, że było warto! Zaraz po przebudzeniu popędziłem na pocztę odebrać paczkę. Co w niej było, przekonasz się później! Pozostanie to moją słodką tajemnicą.
Potem zasiadłem w kawiarni i, z mocnym Cappucino w kubku zacząłem pisać. Jak zwykle, nie miałem pomysłów, więc po czterech godzinach pozostałem z dwoma strofami. Tragedia! Zaniechałem więc szukania natchnienia i, dopijając kawę wyszedłem z lokalu. Usiadłem na ławce w parku i rozejrzałem się. Po sąsiedzku jakaś para siedziała obok siebie zajadając zapiekanki, żwirową dróżką spacerowała kobieta z wózkiem, staruszka karmiła gołębie... I wtedy go zobaczyłem. Chłopak jakieś dwa lata ode mnie młodszy prowadził psa! Tak, pięknego Labradora Retrievera. Był wspaniały. Połyskująca w promieniach słonecznych sierść, zwisający język. Wtedy zapragnąłem mieć psa! Jestem taki samotny, mogę przecież mieć pupila! Wiem, teraz pewnie napiszesz mi, że to głupie, że będę żałował... Ale ja się cieszę! Dzięki temu chłopakowi stałem się posiadaczem Rose, suczki Goldena. Jest jeszcze malutka. Ale zdjęcie (a właściwie całą ich serię) zamieszczam poniżej.
I tak cały dzień spędziłem na czipowaniu, odrobaczaniu, szczepieniu i wielu innych rzeczach. Kiedy wieczorem siedziałem w domu (nie chciałem zostawać Rose samej) rzecz jasna miałem głowę wypełnioną pomysłami! A dlaczego? Bo mam psa! Dlatego zapamiętaj, że każdy, kto ma zamiar zostać poetą MUSI, po prostu MUSI mieć czworonożnego przyjaciela, będącego zarazem źródłem natchnienia!
Muszę kończyć, Rose mnie ciągnie na spacer...
 
Ucałowania,
Michael
 
      Westchnęła. Jakiż on jest! Nagle wpadło mu do głowy, że mógłby mieć psa i... O proszę, ma! Gdyby i ona tak potrafiła... Poza tym Rose jest taka słodka! Ujęła ją od razu. Spojrzała na zegarek. Do dwudziestej trzeciej pozostały dwie godziny. Włączyła listę odtwarzania w laptopie i popiła herbatę. Leciało The Monster Eminema i Rihanny. Lubiła ten kawałek. Wpadał w ucho. Zamknęła oczy i podrygując w rytm piosenki, rozmarzyła się na dobre...
 
 
      Sandrze nie chciało się wracać do domu. Weszła w losowo wybraną alejkę i, spacerując wśród ciemności nuciła ulubione piosenki. Zajrzała do portfela. Pięćdziesięcio-złotowy banknot zachęcał do wieczornych zakupów. Ale gdzie ona o tej porze znajdzie otwarty sklep? Zamyśliła się. Wtem obok zatrzymał się autobus. Nawet nie zauważyła, że znajduje się na przystanku. Bez wahania wsiadła do środka i opadła na tylne siedzenie. Nie patrząc na numer linii pojazdu, podwinęła nogi i spojrzała na krajobraz za oknem. Zaraz wysiądzie...
      Wtem dał się słyszeć sygnał telefonu. Kolorowa czcionka pokazywała, że dzwoni mama. Zaczekała, aż Run this town Jay-Z, Rihanny i Kanye West'a ucichnie, po czym wyłączyła telefon. Natychmiast postanowiła, że wysiądzie dopiero na pętli. Hmm... Ciekawe, dlaczego tak szybko zmieniła decyzję...?
 
 
      Otworzyła segregator. Jedenaście świadectw godnych nagrody starannie włożonych do specjalnych koszulek czekało na kolejnego "przyjaciela". Wpięła dokument, odłożyła na półkę i rzuciła się na łóżko. Zaraz będzie musiała włączyć Skype'a, żeby pogadać z dziewczynami. Tylko najpierw... Trzeba zrobić kolację. Andżelika kochała gotować. Wielka kuchnia w jej domu była królestwem.
      Położyła na blacie umyte warzywa. Pokroiła je w kostkę, doprawiła i pomieszała z majonezem. Rozcięła trzy bagietki, wypełniła utartym czosnkiem; następnie włożyła do rozgrzanego piekarnika. Chwyciła cytrynę. Może przygotuje lemoniadę?
      W niecałe pół godziny później rodzina Hakkerów zasiadła do stołu. Sałatka jarzynowa, ciepła bagietka z czosnkiem oraz lemoniada z lodem zachęcały do wspólnego posiłku. Pani Aniela (prawniczka), pan Rafał (biznesmen) oraz ich trójka dzieci (czteroletnia Gracja, dziesięcioletni Tomek i Andżelika we własnej osobie) najedli się do syta.
      W pewnym momencie dziewczyna podniosła się energicznie.
- Przepraszam - zaczęła. - ale muszę już iść. Umówiłam się z dziewczynami na Skype'ie.
To mówiąc, wspięła się po okrytych stylowym dywanem schodach i weszła do swej wielkiej sypialni. Włączyła laptopa i znów opadła na łóżko. Lenovo włączył się natychmiast. Miała jeszcze chwilkę do planowanej rozmowy. Wyciągnęła się na miękkim materacu i włączyła kamerkę, czekając na przyjaciółki. Nie wiedziała, że jedna z jej koleżanek w niewyjaśnionych okolicznościach, nie włączy tego dnia komputera...