GPS Przyjaźni

GPS Przyjaźni

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 4

 

        Ciepłe promienie słoneczne wdzierały się do pokoju i opadały na podłogę. Andżelika powoli otworzyła oczy, a światło oślepiło ją. Przetarła powieki i powoli odkryła się. Usiadła na łóżku i otworzyła laptopa. Zalogowała się na facebooku. Niestety, żadna z przyjaciółek nie była dostępna więc zrezygnowana podniosła się. Wsunęła ciepłe różowe kapcie na nogi i podeszła do toaletkowego lustra. Jak zwykle. Burza loków ułożonych jeszcze bardziej niechlujnie. Chyba wyprostuje dzisiaj włosy.
          Wygładziła rude kosmyki i zeszła po schodach. Zegar naprzeciwko schodów wskazywał godzinę dziesiątą. W jadalni mama siedziała przy białym stole wpatrzona w laptopa. Obok niej z kubka ulatywała para i wznosiła się aż ponad komputer. Pani Aniela podniosła wzrok i uśmiechnęła się do córki.
- Jak się spało? - spytała, pociągając łyk kawy.
- Dobrze - Andżelika przeciągnęła się leniwie i podeszła do szafki z kubkami. Wyjęła jeden, przywieziony z Teneryfy wstawiła wodę w staromodnym czajniku i spojrzała w kierunku salonu. Dziesięcioletni Tomek siedział na kanapie i wpatrzony w ekran telewizora zajadał pokrojone w plasterki jabłko.
-  Hej mały - podeszła do malca i zmierzwiła mu ciemną czuprynę. Ten natychmiast wygładził włosy i z buzią wypełnioną jabłkiem odpowiedział:
- Mówiłem, żebyś mi tak nie robiła. Oglądam - dopowiedział i znów spojrzał w ekran. Czajnik zagwizdał, więc dziewczyna wróciła do kuchni i zalała saszetkę z pyszną herbatą z granatem.
          Wyjęła z szafki pięć talerzyków, na co mama znów oderwała się od pracy i przeciągając się leniwie powiedziała dość zachrypniętym głosem:
- Nie rób, my już jedliśmy. Ale po śniadaniu może odbierzesz Grację z baletu? - zaproponowała. - Możesz wziąć rower.
- Dobrze - odpowiedziała spokojnie, z powrotem chowając talerze.
          Wyjęła z chlebaka bagietkę i szybko ukroiła parę kawałków. Następnie rozbiła jajka na patelni, przyprawiła i zaczęła smażyć. W międzyczasie umyła rukolę, pokroiła pomidora i ogórka, zmieszała wszystko oraz ułożyła na talerzu. Wyglądało to tak apetycznie!
          Przełożyła jajecznicę na naczynie i usadowiła się w jadalni, naprzeciwko mamy. Ta z zaciekawieniem spojrzała na śniadanie i... chyc! Pochłonęła część jajecznicy.
- Pyszna - stwierdziła z uznaniem i mocno uderzyła w klawisze.
- Mówiłaś, że nie chcesz - zaśmiała się Andżelika, zagryzając wszystko bagietką.
- Znasz mnie i wiesz, że twoim posiłkom nie umiem się oprzeć - odparła mama tym razem próbując sałatki. - Mmmm... to też dobre - oznajmiła zlizując miąższ pomidora z brody.


          - Asiu. Wstajemy! - krzyczy ktoś nad jej uchem. Przewraca się na drugi bok i jęczy coś niezrozumiałego. Widać, że gość jest nieugięty bo potrząsa nią mocno. Joanna wykonuje niezidentyfikowany ruch nogą w kierunku, z którego dochodzi głos i wpycha głowę pod poduszkę. Nagle w pokoju słychać muzykę. Głośną. Bardzo głośną. Metal. Dziewczyna jak oparzona wyskakuje z łóżka i zatykając uszy, podbiega do wielkiej wieży stereo. Przycisza muzykę i spogląda w stronę osoby, która tak ją potraktowała. No tak. Tata.
          Spogląda na budzik. Siódma dwanaście. To chyba jakiś żart! Są wakacje. Gdyby była dziesiąta to nawet nawet ale... SIÓDMA?!
- Czego chcesz? - syknęła. - Zbyt wcześnie na wstawanie.
- We Francji tak się wstaje - stwierdził nieugięty ojciec ze sztucznym uśmiechem.
- Gówno mnie obchodzi co robicie we Francji! - krzyknęła. - To jest Polska a nie kraj wstrętnych żabojadów!!! - to mówiąc, z powrotem wskoczyła do łóżka.
- O nie, młoda damo - westchnął tata i podniósł ją z łóżka. - Wstajesz, masz pół godziny, żeby zejść na śniadanie a potem jedziemy na piknik.
- Jaki znowu piknik? - krzyknęła oszołomiona. - Mam coś do roboty.
- Nic nie masz - stwierdził pan Tadeusz i wyszedł z pokoju.
          Asia była wściekła. Z całej siły uderzyła w szarą poduszkę ozdobną, żeby dać upust emocjom. Nic z tego. Gwałtownie otworzyła drzwi do garderoby  i wyjęła przecierane szorty i zieloną bluzeczkę wiązaną na szyi. Weszła do swojej prywatnej łazienki i pochyliła się nad umywalką. Umyła twarz i zęby, następnie wskoczyła pod prysznic. Szybko schłodziła ciało i nakremowała się. Pospiesznie założyła ubranie, na stopy wciągnęła czerwone converse'y do kostek. Związała włosy w luźny koczek i pomalowała rzęsy. Wyszła z pokoju i zbiegła po szklanych schodach dziadka.
         Pan Mirosław w dużej nowoczesnej kuchni przygotowywał całej rodzinie śniadanie. Jego córka pomagała mu, a tata razem z "tą intruzką", jak już zaczęła nazywać ją Asia z szerokimi uśmiechami na twarzach rozmawiali na kanapie. Po chwili Laura wybuchnęła śmiechem i odchyliła głowę do tyłu. Ilona Gielewska podeszła do Joasi i zmierzyła ją wzrokiem.
- Jak ty wyglądasz? - spytała z niedowierzaniem. - Nie idziemy na plażę.
- To co w takim razie mam założyć?! - wydusiła z siebie oszołomiona taką uwagą Asia.
- Jakąś bardziej zakrytą bluzkę. Nie chcemy czuć na sobie milionów spojrzeń.
- To co, mam sweter założyć? - warknęła. Podszedł dziadek.
- Ilonko, daruj córci - powiedział łagodnie i pogłaskał Joasię po głowie. - Tak się tutaj ubierają, zaufaj mi - pogładził ją po ramieniu, a wtedy Asię znów ogarnęło to uczucie, jak bardzo kocha dziadka. Zawsze stawał po jej stronie i bronił jej. Była mu za to bardzo wdzięczna.
- Hmm... Nie sądzę, aby to było adekwatne dla siedemnastoletniej dziewczynki ubranie. Ale niech ci będzie, tato - zamilkła na chwilę i znów wpatrzyła się w córkę. Nagle cała zrobiła się czerwona i wskazała na jej twarz.  - Ale TO nie przejdzie! - krzyknęła. Pan Mirosław, który zdążył oddalić się już do kuchni znów podszedł, wyraźnie niespokojny.
- O co znów chodzi? - spytała Asia, rozkładając ramiona.
- Makijaż - odparła teraz już blada Ilona. - To niedopuszczalne.
- Wyluzuj, tylko pomalowałam rzęsy - westchnęła Asia i zmarszczyła brwi. Kątem oka dostrzegła wpatrującą się w nią Laurę z triumfującym uśmiechem na twarzy. Dziadek już chciał coś powiedzieć, jednak pani Gielewska uciszyła go ruchem dłoni.
- Masz to zmyć - rozkazała. - Natychmiast.
          Joanna tupnęła nogą i weszła do łazienki. Trzasnęła drzwiami. To nie było sprawiedliwe. Pospiesznie zaczęła zmywać maskarę. Miała dość. Nie chciała dać wejść sobie na głowę. Była dopiero siódma czterdzieści pięć a ona już miała dość. Przed nią cały dzień. Chyba nie będzie mogła spotkać się z dziewczynami. O matko, Skype! Dopiero sobie przypomniała, że miała porozmawiać z przyjaciółkami wczoraj. Musiały się zmartwić. Zbiegła po schodach i podeszła do stolika kawowego, na którym jej tata wczoraj wyłączył telefon. Jednak nie było go. Asia aż się zagotowała. Zacisnęła zęby i podeszła do pana Tadeusza.
- Gdzie. Jest. Mój. Telefon? - wysapała.
- Zabraliśmy ci go na dzisiaj, żebyś mogła w pełni oddać się rodzinie. Dostaniesz go dziś wieczorem, jak wrócimy - odparł, jakby zabieranie telefonu było najbardziej naturalną rzeczą na świecie.
- Czy ty nie rozumiesz, że ja też mam przyjaciółki, z którymi muszę się skontaktować? - czuła, jak wściekłość wzbiera w  niej, jednak starała się opanować. Zacisnęła ręce w pięści.
 - A czy TY nie rozumiesz, że raz na rok masz okazję zobaczyć swoich rodziców i powinnaś im poświęcić cały swój czas? - tata nerwowo założył ręce na piersi.
- Mogliście nie wyjeżdżać - stwierdziła Asia i podeszła do zastawionego stołu. Odsunęła krzesło i usiadła koło dziadka. Dalej siedzieli rodzice w nieodłącznym towarzystwie milczącej dotąd Laury.
          Po skończonym śniadaniu dziewczyna wstała od stołu, jednak tata powstrzymał ją ruchem ręki.
- Asieńko, ktoś musi pomóc posprzątać po jedzeniu - wyjaśnił z uśmiechem. - Jeśli każdy będzie coś robił, szybciej wybierzemy się na piknik.
         Zrezygnowana dziewczyna powróciła do stołu. Pół godziny później rodzina Gielewskich z wielkimi koszami piknikowymi zapakowała się w samochód dziadka i wyruszyła do lasu. Dla Asi piekło dopiero się zaczynało.


          Po śniadaniu Andżelika założyła różową, zwiewną sukienkę oraz kapelusz słomkowy, wsiadła na rower i pojechała do pobliskiego domu kultury. Słońce raziło ją w oczy, kiedy czekała przed wejściem głównym na swoją czteroletnią siostrę. Kiedy wybiła dwunasta, postanowiła wejść do budynku i odnaleźć Grację. Oparła rower o ścianę i weszła do środka. Zimne powietrze z klimatyzacji schłodziło jej skórę. Pojawiła się nawet gęsia skórka. Rozejrzała się po schludnie wyposażonym wnętrzu, utrzymanym w bogatej kolorystyce, sprzyjającej dobremu samopoczuciu dzieci w wieku od trzech do dwunastu lat, bo to właśnie takie tu bywały. Podłoga z marmuru i ogromne okna od ziemi aż po sufit posiadające kolorowe rolety były bardzo stylowe i nowoczesne, podobnie jak materiałowe i duże kanapy zapełnione poduszkami we wszystkich kolorach tęczy. Przy każdej z nich stał stolik, którego szklany blat ginął pod stertą czasopism od kobiecych, przez te dla mam aż po "Świerszczyk" i inne gazetki dla dzieci. Pod jedną ze ścian stała wielka skrzynia z zabawkami, które co chwila zbierała elegancka pani. Rejestracja mieściła się po przeciwległej stronie sali. Wysoki, drewniany blat z wygodnymi siedzeniami, a za nim pani w idealnie wyprasowanej koszuli i obcisłej spódniczce, z przyklejonym do twarzy uśmiechem ukazującym jej piękne, białe zęby niczym z reklamy. Wszystko prezentowało się idealnie; nieopodal rejestracji usytuowane były toalety dla kobiet, mężczyzn i inwalidów (przestronne, z nowoczesną armaturą, drogimi blatami i wszelakimi gatunkami mydła) oraz pokój do przewijania i karmienia dzieci. Idealne miejsce dla matek i ich rozwijających talenty pociech.
          Rozejrzała się po tym niezwykle czystym pomieszczeniu. Na jednej z kanap siedział chłopak koło osiemnastki, o ślicznych, ciemnych oczach, zapatrzony w grube tomisko, którego nazwy Andżelika nie mogła dopatrzeć z oddali. Chłopak podniósł wzrok i spojrzał na dziewczynę, która natychmiast zalała się rumieńcem i odwróciła się.
          Nie miała czasu porządnie się zawstydzić, ponieważ znajomy i piskliwy głos dziewczynki rozległ się w cichym wnętrzu, na co uśmiechnięta pani w rejestracji podskoczyła, omal nie wylewając swojej idealnej kawy z równie idealnego ekspresu na idealną stertę papierów. Po chwili odezwały się kolejne i do dużego pomieszczenia wbiegły śliczne, chudziutkie dziewczynki z szerokimi uśmiechami na twarzach. Każda z nich trzymała w ręku siatkę ze strojem baletowym. Jedną z nich była Gracja w ciasnym koczku, zwiewnej sukience i sandałkach. Na widok Andżeliki krzyknęła głośno i pędem rzuciła się w jej stronę. Onieśmielona nastolatka natychmiast uśmiechnęła się i podniosła wysoko siostrę.
- Andzia! - krzyczała wesoło mała. Kiedy z powrotem stanęła na ziemi, złapała dziewczynę za palec i uścisnęła mocno. - Jest sprawa.
          Była tak przeraźliwie słodka, że Andżelika wprost nie mogła się na nią napatrzeć. Wyrośnie na piękną dziewczynę - tego była pewna. Odszukała wzrokiem chłopaka, który już nie czytał, tylko siedział na kanapie i wpatrywał się w nią tymi swoimi pięknymi oczyma.
- Jaka? - ruda natychmiast powróciła na ziemię. Odwróciła się od nieznajomego. "Niech nie myśli, że się nim interesuję", pomyślała.
         Podeszła do niej wysoka, koścista pani w czerwonych szpilkach i czarnej sukience. Szminka w kolorze butów idealnie podkreślała jej okropne usta, które pod wpływem botoksu zrobiły się chyba dwa razy większe. Miała wory pod oczami, które najwidoczniej usiłowała ukryć grubą tapetą; pojawiły się też pierwsze zmarszczki. Uśmiechnęła się krzywo, wygładzając sukienkę, która mimo rozmiaru XS wisiała na niej jak worek. Wskazała na nią swoim żylastym palcem i zaczęła ochrypłym głosem:
- To pani jest mamą Gracji? - w jej oczach Andżelika ujrzała podejrzliwość godną nadopiekuńczej matki.
- Nnnie, jestem jej siostrą. Mam na imię Andżelika. Andżelika Hakker - przygryzła wargę nerwowo i wyciągnęła rękę. Kobieta z początku spojrzała na nią krzywo, jednak po ułamku sekundy mocno uścisnęła dłoń dziewczyny, która o mało nie jęknęła z bólu.
- Aha... Esmeralda Helios, miło mi. Chciałabym, żeby Gracja przyszła dziś do Noemi. Irena, to znaczy nasza gosposia przygotowała krem z dyni i krewetki w sosie imbirowym. Na deser mamy tiramisu i krem brulee. Noemi i twoja siostra strasznie się polubiły, czy Gracja może nas dzisiaj odwiedzić?
- Hmmm oczywiście - odparła bez zastanowienia onieśmielona Andżelika. Dam pani numer do mojej mamy, musi pani ją zapytać i jeśli się zgodzi to jak najbardziej. Proszę wszystko z nią ustalić - to mówiąc, podała numer i z uśmiechem podeszła do kanapy i opadła na stertę poduszek, co chwila zerkając na kobietę, Grację i Noemi, która nie odstępowała jej siostry na krok, co chwila obracając się w celu, żeby jej spódniczka wirowała. To samo robiła mała Gracja z sukienką. Ach to dzieciństwo.
          Po paru minutach rozmowy między panią Helios, a mamą Andżeliki kobieta z kwaśnym uśmiechem zawiadomiła, że zabiera Grację do siebie i odwiezie ją do domu na wieczór. Ruda przystała na to skinieniem głowy i pożegnała się grzecznie. Pożegnała się z idealną kobietą w recepcji, która ostatecznie wylała kawę podczas podsłuchiwania rozmowy z panią Esmeraldą, teraz nerwowo wycierając brązowe od cappuccino papiery i klnąc pod nosem. Wyszła na słońce i podeszła do pozostawionego roweru. Pochyliła się nad pojazdem. Wtem tuż ponad jej ramieniem dał się słyszeć donośny głos, na dźwięk którego podskoczyła.
- Może pomóc?
Dziewczyna upuściła stojący rower, który został złapany w locie przez silną, opaloną już rękę i natychmiast postawiony. Oszołomiona podniosła wzrok. I wtedy je zobaczyła. Te piękne oczy w kolorze ziaren kawy wpatrywały się w nią w świetle czerwcowego słońca.

czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział 3

         

            Podparła się płotu. Strasznie zakręciło jej się w głowie.
- C..c.. Co? - pyta oszołomiona Joanna spoglądając w stronę złowieszczo uśmiechniętej Laury. - To przecież niemożliwe.
- Kochanie - tata gładzi ją po brodzie, jak gdyby była małą dziewczynką. - To nie jest nasza biologiczna córka. Zresztą... potem to opowiemy.
Nadchodzi dziadek z mosiężnym kluczem w dłoni. Przekręca go w zamku, po czym skrzypiące drzwi otwierają się. Rodzina wchodzi do środka. Dom urządzony jest nowocześnie. Aż trudno pomyśleć, że mieszka tu starszy pan. Zdejmują buty na szarym dywanie w przedpokoju i otwierają przeszklone drzwi prowadzące do salonu. Obszerne pomieszczenie mieści dużą kanapę narożną z szarego filcu przykrytą warstwą kolorowych poduszek. Na szklanej ławie stoi wazonik ze storczykami. Duży telewizor zawieszony na ścianie jest włączony. W powietrzu czuć zapach świeżości i czystości.
- No no, tato... Nie mówiłeś, że sobie kogoś znalazłeś... - uśmiecha się mama, odkładając walizkę.
- Nie, moja droga. Jesteś w błędzie - wyciąga trzy szklanki i nalewa do nich odrobinę Whisky. - Nie mam nikogo. To tylko sprzątaczka.
Kobieta kiwa smętnie głową, po czym siada na kanapie. Podobnie robi jej ojciec i mąż; po chwili dosiada się Laura.
Wtem włącza się "My Słowianie", ustawione jako dzwonek telefonu Asi, kiedy dzwoni do niej któraś z dziewczyn. Wyciąga telefon, jednak niepostrzeżenie tata zabiera jej telefon.
- O nie, moja droga... jest już prawie północ, a do ciebie ktoś dzwoni? - naciska czerwony przycisk, po czym  odkłada aparat na ławę. Otwiera buzię, żeby się odezwać, ale telefon rozdzwania się znowu. Zdenerwowany znów przerywa połączenie i wyłącza Samsunga.
- Może się rozpakujecie? - proponuje dziadek. Pewnie chce rozładować atmosferę. - Zaprowadzę was do pokoi.
Cała piątka wchodzi po białych schodach ze szklaną balustradą na górę.
- IlonaTadeusz  będą spać w gościnnym - otwiera jedne z wielu drzwi. Przestronna sypialnia z łóżkiem przykrytym fioletową pościelą, biała toaletka i duża szafa zajmowały część pomieszczenia. Dalej stała wanna obsypana kwiatkami róż, na co Gielewscy uśmiechnęli się.
- Żebyście sobie nie myśleli! - zabawnie podnosi głos dziadek. - Zawsze tak tu jest. Tylko... mamy jeden problem. Nic nie wiedziałem o przyjeździe Łucji...
- Laury - poprawia go córka.
- ...Laury, kimkolwiek ona jest - uśmiecha się przyjaźnie do piętnastolatki. - Dlatego wydaje mi się, że zmuszony jestem coś jej zorganizować...
- Ależ tato, Laurusia może spać z nami - mama całuje dziewczynę w czoło, na widok czego Asię przebiega dreszcz.
- Świetnie. - uśmiecha się dziadek, schodząc po schodach. - Macie trochę czasu, żeby się rozpakować! - rzuca przez ramię i już go nie ma.
Joanna nie waha się ani chwili. Zbiega po schodach. Mirosława zastaje na kanapie, oglądającego powtórkę teleturnieju.
- Przecież już to oglądałeś... - śmieje się, sadowiąc się obok dziadka.
- Przynajmniej wiem, komu kibicować - puszcza jej oko.
- Ja już nie wytrzymuję... - wzdycha sięgając po telefon. Jej uśmiech błyskawicznie znika. - Są z nami dopiero dwie godziny, a ja mam dość... nie wytrzymam tych dwóch miesięcy.
- Oj, wytrzymasz, wytrzymasz... jesteś moją dzielną... - jego zdanie przerywa krzyk Ilony:
- Joasiu, złotko, chodź do nas!
Dziewczyna znów wzdycha i z posępną miną wspina się po schodach.

         - Nie odbiera...
- Ode mnie też...
- A może coś jej się stało? - mówią niemal jednocześnie Sandra i Andżelika, które znów rozmawiają, tym razem przez telefony.
- Jeśli do jutra się do nas nie odezwie, przyjedziemy do domu jej dziadka z samego rana. - decyduje Sandra.
- Ale pan Mirosław... może będzie spał?
- Coś ty! A nawet jeśli, to spoko facet jest. Zrozumie nas...
- A może mieli wypadek...?
- Oj, przestań! - krzyczy zdenerwowana. - Jest jedna rzecz, którą możemy dzisiaj zrobić.
- Jaka? - pyta Andżelika
- Wyspać się.
- Ale... ja nie zasnę... - przerażona dziewczyna ściska nerwowo słuchawkę w obawie, że koleżanka się rozłączy. Tak też się dzieje.
- Śpij dobrze, Andzia - to mówiąc, Sandra przerywa połączenie.

          Ogarnęła już trochę w pokoju, żeby Daria nie zobaczyła tego pomieszczenia w AŻ tak złym stanie. Stare kartki znalazły się w śmietniku (w którym z kolei Sandra odkryła pokaźną kolekcję zzieleniałych kanapek), pościeliła łóżko a nawet złożyła ubrania w szafie. Dokucza jej głód, jednak na myśl, że za chwilę zje kolację przygotowaną przez przyjaciółkę, powraca jej energia. Tylko talerzyki, tym razem złożone w stertę  nie zostały wyniesione, ale to ze względu na matkę.
          Otwiera nową kartę w internecie i po kolei zaczyna przeglądać wszystkie ulubione strony: Bershka, Stradivarius, H&M, Pull&Bear... wszystkie ubrania były wspaniałe. Patrzyła się na nie świecącymi oczami, a w głowie pojawił się obraz jej w tych niesamowitych ciuszkach. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk SMS'a.

Jestem pod domem i nie wiem jak wejść, żeby Twoja mama mnie nie zobaczyła. Poradzisz mi coś?
 

To była wiadomość od Darii. Sandra szybko wystukała jej odpowiedź i zerwała się z miejsca. Pospiesznie zbiegła po schodach. W domu panował półmrok; mama siedziała na kanapie, z nogami podwiniętymi pod samą brodę, wpatrzona w ekran telewizora. Drgnęła na odgłos kroków córki, jednak nie odwróciła się.
         Dziewczyna energicznie otworzyła drzwi. Daria stała nieopodal z wielką siatką w ręku. Sandra przywołała ją ręką, ucałowała mocno i wprowadziła do domu. Tym razem zastała mamę opartą o ścianę, z rękoma założonymi na piersi.
- Co ona tu robi? - spytała bez żadnych wstępów. - Jest północ, do cholery.
- To moja sprawa - syknęła z nienawiścią. - Jedyna osoba, która zechciała przygotować mi coś do jedzenia.
         Mama wyraźnie zasępiła się, jednak już miała coś powiedzieć, gdy Sandra pociągnęła Darię na schody. Wbiegły na górę i zamknęły się w pokoju dziewczyny. Brunetka łapczywie odebrała torebkę od przyjaciółki.
- Co tam mi upichciłaś? - spytała, wdychając przepyszny zapach.
- Trzy kanapki, sałatka jarzynowa i kebab jeszcze kupiłam.
-  Boże, jakaś ty kochana - uściskała przyjaciółkę. - Siadaj - wskazała jej zasłane łóżko.
- Długo u ciebie nie posiedzę - westchnęła. - Muszę wracać do domu.
- No dobra... ale spotkamy się jutro, co nie? Powinnam ci się jakoś zrewanżować - odpowiedziała, odwijając kanapki z folii aluminiowej. - Pyszna - dodała po chwili.
- Zdzwonimy się - uśmiechnęła się szeroko na dźwięk komplementu. - Wiem, że Andzi nie dorównam, ale starałam się.
          Daria podniosła się z łóżka. Odgarnęła różowy kosmyk z twarzy i ruszyła do drzwi. Sandra z kanapką w buzi podążyła za nią. Odprowadziła przyjaciółkę do drzwi i wróciła do pokoju, aby udać się do łóżka.
 
 
          Otwiera drzwi. Pochyla się nad toaletą i niespokojnie związuje włosy. Czuje się źle. Bardzo. Kręci jej się w głowie. Wkłada palec do gardła, głęboko, jak najgłębiej. Czuje tą dziwną wibrację, po czym zwraca posiłek do toalety. Dostaje zadyszki, a na czoło występują krople potu. Powtarza czynność i wstaje. Spuszcza wodę i powoli podchodzi do umywalki. Przemywa twarz wodą i myje zęby. Wpatruje się w swoje odbicie w lustrze. Wygląda strasznie. Nie może dłużej patrzeć się na takie odbicie. Trzeba coś zmienić. Staje na wagę. Coraz lepiej, jednak jeszcze nie idealnie. Trzeba się będzie jeszcze pomęczyć. Chyba warto dla niego. Zresztą, i tak mu się nie spodoba. Widziała jego dziewczynę. Śliczna, długonoga, smukła niczym modelka. Nigdy jej nie dorówna. Ach, gdyby udało jej się jeszcze schudnąć... Z powrotem kieruje się do łóżka i zapada w sen pełen snów o nim.